Home / News / Bartek Niedzielski – in memoriam

News

Bartek Niedzielski – in memoriam

Sorry, this entry is only available in Polish. For the sake of viewer convenience, the content is shown below in the alternative language. You may click the link to switch the active language.

Bartek

(wspomnienie)

Bartek Niedzielski zmarł w niedzielę w wyniku postrzału, jako kolejna ofiara zamachu podczas jarmarku świątecznego w Strasburgu. Informacje o tym, że znalazł się wśród ofiar tego krwawego rajdu, pojawiły się stosunkowo późno, a i wówczas ci, którzy go znali, nie potrafili w nie uwierzyć. Początkowo w mediach pojawiało się tylko jego imię – Bartek lub Bart – któremu szybko zaczęły towarzyszyć próby opisu, podkreślające jego niezwykłą aktywność i radosne usposobienie. We francuskich mediach długo nie odnotowano, że był Polakiem – określano go – jakże słusznie – mianem obywatela świata. Dopiero ostatnio, prezentując jego sylwetkę, udaje się pokazać, jak niezwykłą i jak ważną postać wszyscy straciliśmy. W tym opóźnieniu jest coś znamiennego, co również pokazuje, jak Bartek funkcjonował w świecie: niezwykle ruchliwy, pełen energii, a zarazem nieprawdopodobnie skromny – był tak wszechobecny, że przestawało się go dostrzegać: po prostu stawał się niezbędnym, oczywistym elementem rzeczywistości, zawsze pod ręką, kiedy potrzebna była pomoc.

Bartek był postacią absolutnie unikalną: był „kompulsywnym altruistą” – odczuwał nieustający przymus pomagania innym, znajomym i zupełnie obcym, bez żadnej różnicy. Potrafił przemierzając swój ukochany Strasburg rzucić wszystko i przejść na drugą stronę ulicy, bo dostrzegł, że jakaś pani nie radzi sobie z nadmiarem bagaży. Wydawało się, że w mieście znają go dosłownie wszyscy – nie można było przejść z nim spokojnie przez ulicę, aby nie spotkał po drodze kogoś, z kim musi porozmawiać. W restauracjach spontanicznie wyręczał obsługę sprzątając ze stołów. Ja także stałem się jedną z jego „ofiar”: kiedy w 2010 roku na jednym z pierwszych festiwali komiksu w Strasburgu miała odbyć się skromna prezentacja komiksów z Podkarpacia, ale planowany wyjazd na imprezę został przez nasz Urząd Marszałkowski anulowany z powodu wiosennej powodzi w regionie i postanowiłem mimo wszystko pojechać tam na własną rękę – Bartek „w biegu” wziął na siebie sprawy organizacji mego pobytu. W rezultacie wylądowałem u niego w domu – gdzie potem jeszcze wielokrotnie nocowałem – a jednorazowy wypad przerodził się w stałą obecność Polaków i Polski na strasburskim Europejskim Festiwalu Komiksu. W 2011 roku nasz kraj był gościem honorowym festiwalu, a w 2016 pokazaliśmy w jego ramach wystawę naszych komiksów. Bartek był, oczywiście, intensywnie zaangażowany w organizację każdego z tych przedsięwzięć. A w czasie naszych pobytów w jego przepięknym mieście był nieocenionym przewodnikiem – potrafił mówić o nim z pasją i zaraźliwą energią, i jak nikt pokazać jego wyjątkowe atrakcje. Strasburg jest dla mnie cudownym miastem o wyjątkowej atmosferze, do którego regularnie co rok powracam przy okazji festiwalu komiksu, i nie wiem właściwie, czy to miasto wydaje mi się tak niezwykłe dzięki Bartkowi, czy może to Bartek przejął coś z niego, wcielał jego niepowtarzalnego ducha. Może po prostu jedno i drugie.

Komiks był jedną z niezliczonych pasji Bartka, który z dziecinną radością chłonął narysowane i wydane w Polsce graficzne opowieści i niestrudzenie reklamował je zagranicznym przyjaciołom. Bartek szybko stał się też stałym gościem polskich festiwali komiksu w Łodzi i Warszawie, w które angażował się tak samo jak w organizowany przez siebie festiwal w Strasburgu. Nieustannie planował nowe przedsięwzięcia, a pomysłów starczyłoby na obdzielenie czterech takich imprez. Ponieważ nie udało mu się przyjechać na ostatni festiwal w Łodzi, umawialiśmy się na zbliżający się w styczniu przyszłego roku festiwal we francuskim Angoulême. Jestem pewien, że choć Bartek już się na nim nie zjawi, jego postać będzie tam w tym roku wyraźnie obecna – środowisko komiksowe potrafi oddać hołd tym, którzy odeszli.

Nie sposób wyliczyć wszystkich form społecznej i kulturalnej aktywności Bartka. Wyjątkowe zdolności językowe (mówił m. in. płynnie po węgiersku i rosyjsku) oraz ten nieprawdopodobny altruizm, ale także chęć intensywnego uczestniczenia we wszelkich szczytnych przedsięwzięciach można by ubarwić niezliczonymi anegdotami. Ostatnią sprawą, w jaką z właściwym sobie wdziękiem wmanewrował mnie Bartek, była inicjatywa sprowadzenia na feralny strasburski jarmark świąteczny polskich drewnianych ozdób choinkowych produkowanych gdzieś w okolicach Przemyśla. Bartek wymyślił, że przejmę je od producenta i prześlę do Francji do jego znajomego sprzedawcy, organizując karkołomny system pośredników. Strasznie go za tę partyzantkę zbeształem i wysłałem przesyłkę najzwyklejszym kurierem. Obawiam się, że dotarła na miejsce już po tragicznej strzelaninie i nie wiem, czy ostatecznie znalazła się na jarmarku.

Ostatni telefon od Bartka przegapiłem. Zadzwonił w poniedziałek, w przeddzień zamachu, a ja, będąc w podróży, nie usłyszałem dzwonka, a potem nie było czasu, aby oddzwonić. A później było już za późno…

Napisałem, że w okolicznościach śmierci Bartka jest coś znamiennego. To, że z jakimś dziwnym opóźnieniem dotarła do nas informacja o jego postrzale; to, że zginął – tak jak żył! – poświęcając się dla innych; to, że dopiero teraz wszyscy uświadamiamy sobie ogrom tej straty – w jakiś niezwykle dramatyczny sposób podsumowuje jego zbyt krótkie, bogate, barwne i wyjątkowe życie. To banał, kiedy mówimy o zmarłych, że będziemy o nich pamiętać. Ci, którzy znali Bartka Niedzielskiego, nie muszą o tym zapewniać. To jedna z tych wyjątkowych postaci, których po prostu nie da się zapomnieć. Może przesadzam, ale myślę, że gdyby Bartek żył i umarł w dawnych czasach, miałby spore szanse, by trafić na ołtarze. My dziś – przynajmniej zachowajmy Go we wdzięcznej pamięci.

Wojtek Birek